#SMUTEK
Tak często ze mną był. Chyba od zawsze, gdzieś głęboko w sercu. Jakby od urodzenia. A ja z uporem maniaka zobaczyć nie chciałam.
O radości wciąż głoszę. Radość tylko wybieram. A ten, skulony, w kąciku zwinięty czeka, niezauważony. Taki niepoprawny, niemodny, czasem wręcz nie wpuszczany na salony, bo obnaża ze sztucznych uśmieszków, kolorowych pawich piór, weselnych dzwonów, sylikonowych masek radości tymczasowych. Jest we mnie taka część w smutku, którą trzymam w tęsknocie i żalu za tymi, którzy nieobecni, gdzieś w oddali. Za tymi, dla których miejsca nie było lub nie ma. Jest taka część smutku we mnie, że gdy tylko ją zauważam, łzy leję bez końca. Qrczę, ileż można płakać za nieznanym, niezrozumiałym. Ze smutnymi nikt nie chce. Szkoda czasu. A gdyby tak zaprosić wszystkich smutnych z ich smutkiem, zauważyć, przyjąć, utulić, dać się wypłakać. Przestać pocieszać i radzić. Koc ciepły podać i herbatę. Wpaść jak do kawiarni na kawę, posmucić się, zapłacić i wyjść. Do życia. Przecież mogę. Już teraz tak!Mogę wybrać, co dalej?